Bajka
- hufnal
- 17 wrz 2018
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 18 wrz 2018
Autor: Jan Żurek Ilustracje: Hufnal

Po raz pierwszy w życiu wyprowadziłem się z rodzinnych stron. Nowe miasto, nowa praca,
nowych znajomych jeszcze nie mam. Byłem bardzo osamotniony, chociaż z okien widziałem
mnóstwo ludzi w swych terrariach. Wszyscy dziś mówili mi dzień dobry, ale tylko dlatego, że
mieszkamy w tym samym miejscu – niektórzy nawet nie podnieśli wzroku znad swoich spraw – witali się bezwolnie – z przyzwyczajenia. Tęskniłem od dawna za chwilą spokoju ianonimowości, ale jakoś teraz gdy wiem, że nie spotkam nikogo znajomego jest mi trochę nieswojo.
Pierwszego wieczoru w nowym mieszkaniu zasnąłem na podłodze gdyż moje meble były
jeszcze w drodze z rodzinnego domu. Pełen zdziwienia rano usłyszałem dzwonek do drzwi.
Podszedłem, otworzyłem i usłyszałem:
- Proszę cię, narysuj mi baranka. (to bezpośrednie nawiązanie do sceny z Małego Księcia)
- Co takiego?
- Narysuj mi baranka.
- Kim jesteś - zapytałem myśląc o tym że nie rysowałem od czasów studiów
– Proszę tylko o rysunek – odparł – stanowczo brakuje tu baranków.

Pełen konsternacji nie wiedziałem o czym myśleć najpierw. Co robi tu ten dzieciak? O co
mu chodzi z tym barankiem? Czy jeszcze umiem rysować?
– Czemu uważasz że potrzebujemy baranków
– Wszędzie macie zagrody, każda ma piaskownice, ławeczki i zjeżdżalnie. Nigdy nie
widziałem wspanialszych wybiegów.
– Słucham? O czym Ty mówisz - w głowie pojawiła mi się absurdalna myśl- chodzi Ci o place zabaw?!
– Tak, to cudownie że ktoś pomyślał o rozrywce dla baranków.

Pełen tym razem troski o małego przybysza zacząłem się zastanawiać, czy powinienem
zadzwonić na policję by znalazła jego opiekunów, chłopak był mocno zagubiony. Zaprosiłem go do środka i zacząłem szukać telefonu.
– W plecaku mam ołówek i kartkę, już wyciągam.
Stwierdziłem że w sumie przynajmniej nie będziemy się nudzić czekając na przyjazd
patrolu.
– Mogę Ci go narysować, ale powiedz najpierw – skąd pomysł, że te place są dla baranków – jesteś ze wsi?
– Nie wiem. Mieszkam daleko od innych ludzi i nigdy nie zastanawiałem się nad tym jak nazwać to miejsce (nie wiem czy jakoś to nazywał).
– To nie są zagrody, to miejsca do zabawy dla dzieci.
– Dla dzieci? Czy one są niebezpieczne?
– Nie – odparłem choć uśmiechnąłem się na wspomnienie o trzyletniej córce brata, która mnie ostatnio ugryzła.
– To po co te ogrodzenia?
– Żeby nie uciekały rodzicom – to była pierwsza myśl, nie mam swoich i się nie znam.
– Przed czym one uciekają?
– Raczej nie przed czymś tylko do czegoś. Są ciekawe świata i chcą wszystko zobaczyć,
dotknąć. Mogą sobie zrobić krzywdę, na przykład wpaść pod auto.
– Daleko nie pobiegną, przecież cały budynek też jest ogrodzony. Czy wszyscy tu uciekają?
– Chodzi o bezpieczeństwo, nie chcemy, żeby przychodzili tu inni ludzie.
– Czemu są inni?
– Nie chodziło mi o to, że są inni, tylko o to, że tu nie mieszkają – czemu dzieci są takie
upierdliwe?!
– Boicie się ich? Nie wychodzicie poza to ogrodzenie?
– Oczywiście, że wychodzimy – nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć na pierwsze pytanie
– To czemu możecie się z nimi spotykać tylko nie tu, może jest coś nie tak z tym miejscem?
– Wszystko jest bardzo dobrze. Widzisz przecież że jest cicho i spokojnie.
– Widzę i bardzo Wam współczuje. Ale rozumiem Cię. Na mojej planecie też jestem samotny.
W tym momencie przypomniałem sobie o tym, że miałem zawiadomić policję – z chłopakiem jest coś mocno nie tak. Zaczyna mnie przerażać.
– Wyciągaj tę kartkę, porysujemy.
Wolałem już to niż te krępujące dyskusje.
– To co mam narysować?
– Baranka.
– Lepiej szły mi zawsze budynki niż zwierzęta. Może narysuje Ci prawdziwą zagrodę?
– Dobrze, baranka narysujesz później.
Ciesząc się, że zająłem małego patrzeniem, znów zapomniałem o telefonie. Szybko
uwinąłem się z rysunkiem przypominając sobie, że kiedyś bardzo lubiłem rysować. Szkoda,
że nie mam na to czasu.
– Skończyłem
– Ale miałeś narysować zagrodę dla baranków... a Ty narysowałeś ten blok.
– A co to jest, na środku stajenka, tam jedzą i śpią, a wokół ogrodzenie, żeby mogły sobie
wychodzić i nigdzie nie uciekać pasterzowi – nie skończyłem nawet opowiadać gdy dotarło
do mnie, że chłopak mnie przechytrzył.
– Strasznie jesteś dociekliwy.
– Może, a kto Was hoduje?
– Słucham?!
– Owce nie mogą uciekać pasterzowi, dzieci rodzicom, a Wy komu?
Mając już dość krępującej sytuacji która zaczynała mnie rozdrażniać w końcu zadzwoniłem
na policję, niestety poprosili, żebym się nim zajął do ich przyjazdu.
– To kto Was hoduje? – usłyszałem powtórnie.
– Nikt
– Skąd macie jedzenie?
– Ze sklepu.
– Możecie je sobie po prostu brać?
– Płacimy za nie. Pieniądze zarabiamy w pracy.
– W pracy?
– To takie miejsce gdzie robimy co nam każą i dostajemy pieniądze na jedzenie mieszkanie
samochody...
– Czyli to praca Was hoduje?
– Co? - odparłem pełen irytacji i współczucia dla jego rodziców.
– Praca Was hoduje. Dzięki niej macie gdzie mieszkać i co jeść w zamian za to, że dajecie jej to czego ona potrzebuje. Baranki dają mleko. A ty co dajesz?
– Daje z Siebie wszystko. Przez 40godzin tygodniowo staram się żeby mnie nie zwolnili.
– Myślisz, że baranki też tak mają? Też się starają?
– Wątpię. One robią to co i tak by robiły. Jedzą i rosną. Ja muszę cały czas używać rozumu.
– A nie robiłbyś tego i tak?
– Oczywiście, że bym robił! Cały czas myślę... wiem, wiem jestem jak baran....

Nagle poczułem, że mój policzek dogniatany jest do czegoś zimnego i twardego. Po chwili
konsternacji zorientowałem się, że ześlizgnąłem się z dmuchanego materaca i głowa zwisała mi oparta o kamienną podłogę. Uchylając oczy rozglądałem się wokół próbując zrozumieć co się dzieje. Nigdzie ani śladu chłopca, żadnych rysunków, jedyne co jest w pokoju to ja, materac, niedopite wino i książka. W mieszkaniu brak jeszcze internetu a komórka się rozładowała więc była jedyną moją rozrywką na pierwszy wieczór nowego życia. Kupiona z nudów do pociągu. Czy to puste mieszkanie pozwoliło mi się na tyle skupić, żebym dośnił kolejny rozdział? Czy po prostu naszła mnie smutna refleksja o bezrefleksyjności rządzącej moim dniem powszednim? A może przypomniałem sobie dzieciństwo – tak cudownie okrutnie szczere w swoich działaniach i pragnieniach. Przede wszystkim namacalne, pełne celebracji i podziwu. Czy na pewno dojrzałem – czy zwyczajnie zgłupiałem?

Comments